Yankee Candle Sweet Nothings

Z całej kolekcji Yankee Candle Wiosna 2018, to właśnie Sweet Nothings zaintrygował mnie najbardziej. Byłam bardzo ciekawa jaki zapach kryje się za uroczą nazwą i etykietą. Po dwóch dniach spędzonych w towarzystwie „czułych słówek”, jestem gotowa podzielić się moimi wrażeniami. Zapraszam do lektury i pozdrawiam:-)

Yankee Sweet Nothings
Świeca Yankee Candle Sweet Nothings
Jak pachnie Sweet Nothings?

 Nuty zapachowe: cyklamen, kwiat lotosu, wanilia, ambra, pudrowe piżmo.

Kiedy pierwszy raz uchyliłam pokrywkę świecy, zaczerpnęłam głęboko powierza. Znokautował mnie zapach uryny zakamuflowany kwiatowym talkiem. Wielki pozytywny szok – to będzie puder w stylu vintage! Zdziwiło mnie to, że Yankee ( ekspert od ciastek i cynamonu) mógłby stworzyć zapach, nawiązujący do wielkiej sztuki perfumiarstwa z minionej epoki. Jestem fanką i kolekcjonerką starych perfum, więc animalistyczne niuanse nie są mi obce. Wręcz przeciwnie. Przez lata nauczyłam się doceniać ich brudną zmysłowość. Po rozpaleniu nie mogłam uwierzyć własnemu nosowi. To była uproszczona wersja perfum „Joy” Jean Patou z lat 60-tych, w formie pudru do ciała. Odrobina cywetu,  kwiaty i przykurzone piżmo. Niestety, moja radość trwała jedynie kilka minut. Po tym czasie nastąpiła inwazja wanilii, która kompletnie popsuła cały efekt. Zrobiło się słodko i nijako – tytułowe sweet nothings w tłumaczeniu dosłownym 😉

Świeca vs Wosk:

Na sucho, jak i w początkowej fazie palenia, zapachy nie różnią się od siebie. Tarta dłużej zachowuje suchy, perfumeryjny i pudrowy klimat retro. Po dwóch godzinach pojawia się mydlana nuta. W przypadku świecy ominie Was efekt mydlin, jednak podobnie jak w  A Calm & Quiet Place czeka na Was spora dawka słodyczy. Sztuczne, nadmiernie słodkie wonie przyprawiają mnie o ból głowy i drapią w gardle. Z tego powodu Sweet Nothings będzie kolejną świecą z nowej kolekcji, którą zużyję porcjami w kominku – aromat jest lepiej wyczuwalny, a słodycz zdecydowanie bardziej subtelna. Nie przypadło mi do gustu to, jak zapach rozwija się w trakcie tradycyjnego palenia, dlatego świecę oceniam na 4.5. Tarta dostaje solidne 6.5 punktu.

Intensywność i trwałość:

Moc świecy nie dorównuje woskowi, który jest umiarkowanie intensywny. To chyba najsłabszy „pudrowiec” jakiego używałam. Na plus to, że pali się świetnie od pierwszej chwili. Nie ma problemu tunelowania, wosk topi się równo i szybko.

Yankee Sweet Nothings
Do słodkiego zapachu idealnie pasuje różowy kolor wosku.
Opakowanie:

Na zdjęciach widzicie duży, klasyczny słój Yankee.

Podsumowanie:

Sweet Nothings może wzbudzić skrajne odczucia. Nawet jeśli pudrowe zapachy są Wam bliskie, proponuję zacząć od wosku, ponieważ nie jest to klasyczny „baby powder”. Jeśli klimat vintage nie przypadnie Wam do gustu, ale doceniacie słodkie pudrowe tło, warto przetestować świecę. Ta przez większość czasu uwalnia aromat kwiatowo-waniliowego pudru, i powinna spodobać się fanom wanilii perfumeryjnej.

[rwp-review id=”0″]

Village Candle Violet Blossom

Wosk Village Violet Blossom
Wosk zapachowy Village Candle Violet Blossom
Jak pachnie Violet Blossom?

 Nuty zapachowe: fiołek, róża, heliotrop, irys, piżmo

Uwielbiam kwiaty. Ich fantazyjne kształty, żywe kolory i niepowtarzalne wonie. Z wielką cierpliwością testuję kwiatowe świece, szukając takich interpretacji zapachów, które pasują do moich wyobrażeń lub wspomnień. Violet Blossom na sucho jest przepięknym kwiatowym bukietem. Wyraźnie czuć klasyczną różę i słodkie fiołki  z zielonymi listkami. Po zapaleniu zapach nabiera nieco perfumeryjnego charakteru. Wszystko za sprawą pudrowej metamorfozy jaką przechodzi fiołek. Fioletowy obłoczek delikatnie otula pozostałe kwiaty. Odrobina piżma nadaje całości lekko zmysłowe wykończenie. Po około godzinie puder ustępuje miejsca słodyczy pokruszonej bezy, co zapewne jest zasługą heliotropu. Zapach żyje, zmienia się, rozwija. W żadnej fazie nie pojawia się syntetyczny cień krzyczący „Zgaś mnie już!”. Jest to naprawdę urocza i przemyślana kompozycja z silnym kobiecym pierwiastkiem. Z chęcią nosiłabym takie perfumy. Ku własnemu zaskoczeniu nie mogłam się od tego wosku uwolnić – paliłam go przez trzy dni pod rząd i zapragnęłam stać się posiadaczką pełnowymiarowej świecy.

Intensywność i trwałość:

 Violet Blossom ma przyzwoitą moc. W mniejszych pomieszczeniach proponuję zacząć od połowy kostki. Jego pudrowa natura potrafi zadusić gdy przesadzi się z ilością. Jedna pełna porcja wosku uwalniała aromat przez ok. 5 godzin.

Podsumowanie:

Pomimo tego, że nie jest to zapach świeżego bukietu, polecam go miłośnikom zapachów zarówno kwiatowych jak i pudrowych. Jest w nim sporo łagodnej, kobiecej magii.

 

[rwp-review id=”0″]