Village Candle Arctic Spring

Village Candle Arctic Spring
Świeca Village Candle Arctic Spring
Dlaczego zrobiłam zdjęcie świecy w strumyku?

Ponieważ od samego początku jej nazwa i kolor kojarzyły mi się z wiosennymi roztopami i krystaliczną wodą spływającą z alpejskich lodowców.

Czy właśnie tak powinien pachnieć Arctic Spring?

Według producenta połączenie lawendy, szałwii i soli morskiej powinno odwzorować piękno wiosennego krajobrazu na północnych krańcach świata, który budzi się do życia w świetle wschodzącego słońca.

Udało się?

Tak! Lawenda i szałwia nie kojarzą mi się z wiosną, ani z niczym arktycznym, a tu proszę – jest świeżo i rześko. Wspomniane nuty są świetnie wymieszane. Zapach jest zielony, minimalnie słodki, lekko ziemisty i chłodny. Nie czuję nic co przypominałoby akord soli morskiej. Całe szczęście – bałam się, że będzie to jakaś sztuczna, morska nuta. Mój nos wyłapuje za to jakieś kamforowe niuanse, i nie mogę oprzeć się wrażeniu, że za mroźne tło zapachu odpowiada ociupina eukaliptusa lub drzewa herbacianego. Nie mam pojęcia jak pachnie Arktyka o tej (ani o żadnej innej) porze roku, ale ta interpretacja bardzo mi się spodobała.

Jak wypadł ślepy test z udziałem męża, który nie jest świecomaniakiem ale potrafi docenić piękne zapachy?

On: Wchodzi do pokoju w godzinę po zapaleniu świecy.
Ja: „Co czujesz?”
On: „Spaleniznę”
Ja: „A poza tym?”
On: „Nic, tylko zapach knota”
*druga próba – tym razem świeca jest pod lampą
Ja: „A teraz?”
On: „Jakieś świeże kwiatki.Lawenda?”
Ja: „Taaak!”
On: Kiwa głową z miną eksperta.

Czy Arctic Spring pachnie luksusowo?

Nie nazwałabym go luksusowym, ale na tle kolegów z tej samej kategorii i półki cenowej wypada świetnie. Zapach jest naturalny i subtelny. Nie drażni żadną sztuczną nutą. Nie przytłacza i nie rozprasza.

Czy Arctic Spring wygląda pięknie, pomimo tego, że przykleiła się do niego taśma od chusteczek higienicznych i odkleiłam ją razem z kawałkiem farby?

No cóż… To już nie jest tylko słoik na dżem. To słoik na dżem pomalowany na niebieski, metaliczny kolor! Podoba mi się etykieta.

A jak samo palenie świecy?

I dobrze i źle. Wosk jak zawsze topi się rewelacyjnie i bezproblemowo. Niestety, zawsze gdy palę świece Village prędzej czy później czuję ostry dym, który psuje każdą lekką kompozycję i dosłownie wgryza się w wosk. Nie inaczej jest w tym przypadku, i zauważył to również mój mąż. W tej sytuacji Arctic Spring trafił do podgrzewacza. To moja pierwsza świeca  tej firmy, którą paliłam pod lampą i…. BINGO! Teraz jest idealnie! Niska ocena za wygodę palenia dotyczy tradycyjnej metody.

Co z intensywnością?

Bardzo umiarkowana z naciskiem na „bardzo”. Zapach nie jest słaby, ale dość subtelny. Nie przeszkadza mi to, ponieważ i tak używam go w sypialni (15m), a tutaj radzi sobie nieźle. Na większej powierzchni zniknie.

Po jakim czasie używania napisałam tą recenzję?

Po wypaleniu połowy słoja.

Czy kupiłam ten produkt sama i uważam, że jest wart swojej ceny?

Tak, świecę kupiłam sama i uważam, że jest warta swojej ceny, o ile ktoś lubi świeże, naturalne aromaty, i nie oczekuje wielkiej mocy . Za średni słój, zapłaciłam ok.20$(miałam okazję kupić u USA), co w połączeniu z długim czasem palenia (do 105 godzin) i przyjemnym zapachem wypada bardzo atrakcyjnie.

Czy kupiłabym Arctic Spring jako prezent dla przyjaciółki szukającej delikatnego,  świeżego zapachu, który: a) nie jest tak perfumeryjny jak np. Midsummer’s Night od YC b) nie jest kuchenno-ziołowy c) nie pachnie jak odświeżacz powietrza?

Hm…. Jak najbardziej, ale tylko w komplecie z lampą do świec!

 

[rwp-review id=”0″]

Voluspa French Cade & Lavender

W ostatnim czasie, rynek świec zapachowych został zalany kolorowymi etykietami i fantazyjnymi nazwami.  Ja i mój portfel oczywiście ulegamy pokusie, ale już nie tak jak kilka lat temu. Zamiast polować na wycofane unikaty, zaczęłam bliżej przyglądać się niszowym świecom. Odkryłam (trochę  za późno), że w eleganckich opakowaniach z prostymi nazwami, najczęściej skrywają się piękne, unikatowe i idealnie dopracowane kompozycje. Jedną z nich jest właśnie French Cade & Lavender.

Świeca Voluspa French Cade Lavender
Świeca zapachowa Voluspa French Cade & Lavender.
 Jak pachnie French Cade & Lavender?

 Nuty zapachowe: francuski jałowiec, werbena, bułgarska lawenda

Zapach jest kwintesencją świeżości. Prawdziwej świeżości. Nie znajdziecie tu nuty ozonowej à la „po deszczu”, nie ma też mokrych łodyg z kwiaciarni rodem. Aromat jest prosty, ale tych kilka idealnie wymieszanych nut, stworzyło niezwykle sugestywny obraz surowego, górskiego klimatu. Wyobraźcie sobie chwilę, gdy nagły powiew chłodnego wiatru przynosi ze sobą zapach rozgrzanych słońcem jałowcowych gałązek. Właśnie to połączenie żywicznej zieleni i mroźnego powietrza zostało zamknięte w świecy. Lawenda stanowi dalekie tło, a jej sucha, delikatna słodycz jedynie podkreśla ascetyczny charakter kompozycji. Zapach jest ostry jak brzytwa i trzeszczący jak wykrochmalony obrus. Najpiękniej pachnie, gdy pozwolimy mu się unosić na otwartej przestrzeni – najlepiej latem, przy uchylonym oknie. Przyjemne uczucie chłodu i rześkości gwarantowane!

Intensywność i trwałość:

Nie mam wielkich oczekiwań jeśli chodzi o malutkie świece. Kupuję je z powodu wagi/wygody w transporcie oraz w celu poznania zapachu. Pomimo tego, że maluszki świetnie dają sobie rade w mniejszych pokojach, zawsze próbuję wyciągnąć z nich maksimum zapachu. Po pierwszym testowym paleniu, resztę wosku zużywam porcjami w kominku, co w przypadku świec Voluspa daje mi obraz tego, jak mocno będzie pachnieć większy format. W tym przypadku moc jest świetna, a świeży zapach unosi się w całym mieszkaniu. Sama świeca pali się doskonale. Wosk topi się w ekspresowym tempie, i  już po kilkunastu minutach aromat opanował całą sypialnię.

Voluspa French Cade & Lavender.
Wszystkie opakowania z kolekcji Japonica są przepiękne.
 Opakowanie:

Świeca, którą widzicie na zdjęciach to jedna z najmniejszych, i jednocześnie najtańsza dostępna wersja. Posiada jeden knot i zawiera 113g wosku kokosowego. Małe puszki z kolekcji Japonica kosztują ok. 60zł. Cena w USA jest nieco niższa (ok. 9$), więc jeśli macie w planie podróż do Stanów warto dodać Voluspę do listy świecowych zakupów.

 Podsumowanie:

French Cade & Lavender to przykład niewyszukanej elegancji. Jego siłą jest naturalność i niewątpliwie wysoka jakość esencji zapachowych. Powinien spodobać się miłośnikom świeżych, zielonych i ostrych aromatów.

 

[rwp-review id=”0″]

Goose Creek Summer Moon

 Wiem, że nie wszyscy lubią otaczać się latem ciężkimi, perfumeryjnymi zapachami. Ja zawzięcie na nie poluję, i cieszy mnie każdy słój, w którym udało się zamknąć wspomnienie gorącego wieczoru spędzonego w otoczeniu przyrody. Na pierwszy niuch Summer Moon wydaje się być wtórny i lekko koloński. Okazało się jednak, że w trakcie palenia rozwinął się w ciekawy i wyjątkowy sposób.

Goose Creek Summer Moon
Świeca zapachowa Goose Creek Summer Moon.
 Jak pachnie Summer Moon?

 Nuty zapachowe: cytrusy, ciepłe drewno, bergamotka, lawenda, sosna, paczula, mech, wetyweria

Wyobraźcie sobie małą, opuszczoną chatkę przycupniętą na skraju sosnowego zagajnika. Stare drewno, mimo upływu czasu nadal jest piękne i gładkie. Ostatni promień zachodzącego słońca, jak co wieczór głaszcze ciepłym dotykiem sękate bele. Omszały płotek pochyla się pod naporem dzikiej roślinności, a przerośnięte krzaki lawendy, próbują przebić ścianki glinianych donic. Cisza jest tylko pozorem, ponieważ w gąszczu wysokiej trawy tętni nocne życie.

Tyle o skojarzeniach jakie wzbudził we mnie Summer Moon. Teraz pora na kilka konkretów:

Sercem zapachu jest ciepła, sucha, wręcz zmysłowa drzewna nuta. Stanowi ona idealną podporę dla sosnowo-lawendowego duetu. To jedna z piękniejszych lawend, jakie dane mi było poczuć w złożonych zapachach, imitujących naturę. Bujna, kwitnąca, smagana letnim wiatrem roślina w całej swej okazałości. Czuć zarówno świeże, fioletowe płatki, jak i mechate liście. Efekt połączenia kwiatów z gałązkami młodziutkich, aromatycznych iglaków, przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Powstał z tego intensywny akord dzikich ziół, idealnie podkreślający letni charakter kompozycji. Odrobina paczuli i wetywerii są zapewne odpowiedzialne za ciepłą i trawiastą oprawę. Kompozycja jest żywa, przestrzenna  i idealnie zbalansowana.

Intensywność i trwałość:

 Świece inspirowane nocną porą przyzwyczaiły mnie do cudownej intensywności. Co prawda Summer Moon w pół godziny wypełnił aromatem pokój dzienny, ale niestety nie dorównuje mocą takim zapachom jak Midsummer’s Night czy Autumn Night. Myślę, że po wypaleniu połowy świecy, resztę wosku przetopię na kostki. Tą metodą będę mogła cieszyć się pięknym (i z zapewnie intensywniejszym) zapachem w całym domu.

Goose Creek Summer Moon
Świeca pali się perfekcyjnie. Po 40 minutach wosk idealnie się roztopił.
 Opakowanie:

Jest to zapach limitowany dostępny jedynie w dużym słoju z dwoma knotami. Muszę też wspomnieć o przepięknym, atramentowym kolorze wosku.

Podsumowanie:

Summer Moon kojarzy mi się z ciepłymi wieczorami, kiedy to w gęstym powietrzu unosi się upajająca woń niepozornych kwiatów i ziół. Warto wypróbować, jeśli lubicie letnie zapachy ze słowem „Night” w nazwie.

 

[rwp-review id=”0″]